Zwierzęta od wieków instynktownie nie dopuszczały do inbredowania, nie mając żadnej wiedzy na temat genów – coś musi być w tej ogromnej „mądrości natury”…
Z przerażeniem wczytuje się w wypowiedzi na forach hodowców o ich osiągnięciach w chowie wsobnym, gdzie nieliczni przyznają się do porażek i anomalii genetycznych, z którymi ostatecznie mieli do czynienia… albo czytam „dyskusje” na temat zalet i wad inbredu… wiele zdań na „tak”, mniej na „nie”… lub widzę opinie z taką lekkością wypisywane, iż w naturze też mamy z tym zjawiskiem do czynienia… Tylko nikt w tym miejscu nie dodaje, iż naturalne kojarzenie blisko spokrewnionych osobników jest uwarunkowane kilkoma czynnikami, takimi jak niska populacja danego gatunku, na danym terenie… i są to incydentalne zdarzenia, które mają na celu zachowanie gatunku…
Inbred, chów wsobny, chów krewniaczy, metoda hodowli…
W zootechnice – kojarzenie osobników spokrewnionych, pozwalające na utrwalenie korzystnych cech zwierząt, ale prowadzące do spadku żywotności potomstwa, a w rezultacie do obniżenia zmienności genetycznej populacji, będącego wynikiem wzrostu homozygotyczności.
Kojarzenie krewniacze, kojarzenie wsobne, endogamia, inbreeding, kojarzenie pomiędzy osobnikami spokrewnionymi. Ekstremalnym przykładem tego procesu jest samozapłodnienie (występujące u roślin i niższych zwierząt). W populacji kojarzących się w pokrewieństwie osobników spada zmienność genetyczna i wzrasta homozygotyczność, co może doprowadzić do depresji wsobnej.
źródło: http://portalwiedzy.onet.pl/
Encyklopedia WIEM została opracowana na podstawie Popularnej Encyklopedii Powszechnej Wydawnictwa Fogra http://www.fogra.com.pl/
…
Mam nadzieję, iż polscy hodowcy fretek nie pokuszą się o inbred na naszych pupilach, że wyciągną wcześniej wnioski z poniższego artykułu bez sprawdzania metody chowu wsobnego na swoich zwierzętach hodowlanych…
„Inbred-pomyłka stulecia” …
Wynikiem przestarzałych metod w hodowli psów rasowych jest skrócona długość życia, podatność na infekcje i wiele poważnych schorzeń o podłożu dziedzicznym. Aby zbadać przyczyny tego stanu rzeczy, musimy cofnąć się w przeszłość o niemal dwa stulecia, do czasów kiedy w Anglii zapoczątkowana została hodowla psów rasowych w jej obecnym kształcie. Celem tej hodowli były psy rasowe „czystej krwi”, rodzaj psiej arystokracji. Były one rejestrowane w księgach hodowlanych, w przeciwieństwie do mieszańców i ras użytkowych, hodowanych głównie w rejonach wiejskich.
Za podstawową zasadę nowej metody hodowlanej przyjęto, że nieliczne, najlepsze samce-reproduktory, powinny być maksymalnie wykorzystywane „dla dobra rasy” i tak często, jak to tylko możliwe kojarzone z najlepszymi sukami. Następnie poprzez hodowlę liniową (tzw. hodowlę w czystych liniach) dodatkowo wzmacniano wpływ tychże reproduktorów na bazę genetyczną rasy. Celem tych zabiegów hodowlanych było ujednolicenie i utrwalenie wybranych cech eksterieru oraz psychiki, świadomie zrezygnowano przy tym z różnorodności genetycznej, gdyż tylko krew najlepszych, a jeśli to możliwe-tylko tego jednego, najlepszego, miała zdominować rasę. Chodziło o wyhodowanie klonów wybranego championa.
Nowa metoda hodowlana początkowo rzeczywiście okazała się ogromnym sukcesem i szybko przyjęła się w Europie i na całym świecie. Również w hodowli zwierząt użytkowych (np. krów czy owiec) przyczyniła się do wzmocnienia pewnych pożądanych cech i powstania odrębnych ras.
Odkrycie prawidłowości dziedziczenia przez G.Mendla, a wkrótce potem genów, nie zmieniło nic w podejściu do zagadnień hodowlanych. Pojawiające się pierwsze problemy przypisywano nie hodowli wsobnej (hodowli w bliskim pokrewieństwie-inbredowi), lecz niewystarczającej selekcji pod kątem zdrowia. Ostrzeżenia naukowców były lekceważone i wyśmiewane jako „puste teorie”.
Również hodowcy zwierząt gospodarskich z czasem zauważyli negatywne skutki hodowli wsobnej. Wraz ze wzrostem stopnia inbredu spadała wydajność (np. mleczność krów), pojawiały się problemy z płodnością oraz podatność na wszelkiego rodzaju schorzenia. Gdy w latach dwudziestych odkryto i opracowano genetykę populacyjną, pojawiła się wreszcie naukowa podstawa pozwalająca wyjaśnić wiele problemów związanych z inbredem. Hodowcy zwierząt użytkowych szybko wyciągnęli z niej wnioski dla siebie-zaczęto odchodzić od hodowli w bliskim pokrewieństwie i postawiono min. na krzyżówki (tzw.hybrydy). Zamiast hodowli wsobnej (inbredu) i selekcji zaczęto coraz szerzej stosować tzw. outcross, czyli kojarzenie osobników niespokrewnionych.
Rewolucyjne odkrycia w dziedzinie genetyki nie odcisnęły jednak większego śladu na hodowli psów i kotów rasowych. Szczególnie w tzw. liniach wystawowych nadal bez umiaru wykorzystywano nielicznych utytułowanych reproduktorów do krycia możliwie dużej liczby suk i kotek. W wyniku tego nastąpiło ogromne nagromadzenie defektów genetycznych. Jako przykład może posłużyć choćby choroba Wilsona, ciężka wada wrodzona, związana z zaburzeniami w gospodarce miedzi w organizmie, prowadząca do zapalenia wątroby, a nawet do śmierci. Wśród ludzi dotyka ona statystycznie jedno dziecko na 40.000.U niektórych ras psów, np. u bedlington terrierów w USA i Anglii-co czwartego szczeniaka!!!
Trudno się dziwić temu stanowi rzeczy, słysząc na przykład, że”Super Reproduktor” rasy springer spaniel, champion USA, spłodził ni mniej ni więcej tylko 188 dalszych championów! Nawet dzisiaj jest to nadal uważane za ogromne osiągnięcie, pomimo, że stanowi poważne zagrożenie dla zdrowia rasy.
Można bowiem przyjąć, że każdy pies, nawet jeśli sam jest zdrowy, jest nosicielem 5 do 6 genów recesywnych, odpowiedzialnych za wady genetyczne. Przy konsekwentnej hodowli wsobnej może to doprowadzić to tzw. „depresji”, inaczej „załamania”, kiedy to nagromadzone wadliwe geny trwale zdominują daną rasę.
Większość hodowców i autorów książek poświęconych hodowli przez dziesięciolecia wierzyła, że choć inbred niesie w sobie ryzyko wzmocnienia nie tylko dobrych, ale i złych cech osobniczych, to dzięki właściwiej selekcji potomstwa można łatwo rozwiązać ten problem. Okazało się to wielką pomyłką, gdyż nie wszystkie cechy uwidaczniają się już w pierwszym pokoleniu. Dziś nawet najlepszy hodowca nie jest w stanie z góry przewidzieć, jakie defekty genetyczne może przekazywać dany reproduktor. Studiowanie danych o przodkach może w najlepszym przypadku pomóc w wykrywaniu dysplazji biodra i kilku innych najbardziej rozpowszechnionych chorób dziedzicznych. Jednakże współczesna hodowla psów rasowych boryka się z ponad tysiącem! chorób przekazywanych w drodze dziedziczenia. Wniosek: każdy reproduktor, nawet najlepszej jakości, powinien być tylko w ograniczony sposób wykorzystywany w hodowli.
Nasuwa się oczywiście pytanie, dlaczego organizacje kynologiczne już dawno nie zajęły się tą problematyką. Wiedeńscy weterynarze – prof. Schleger i prof. Stur – już 15 lat temu ostrzegali przed zgubnymi skutkami opisanych wyżej praktyk hodowlanych. Podobne głosy krytyki dochodziły ze Szwecji, np. od prof.Sundgrena. Jednak nawet 15 lat temu było już za późno, aby odwrócić bieg wypadków-katastrofa już się wydarzyła. Pomimo tego, reakcje hodowców na krytykę nadal były negatywne lub żadne. Nikt nie chciał uwierzyć, że metoda, która na początku przynosiła takie sukcesy, nagle miałaby się okazać błędna i szkodliwa.
Nic więc dziwnego, że pionierskie, odważne przedsięwzięcia niektórych organizacji kynologicznych, np. w Skandynawii, Holandii, czy w Niemczech, zmierzające do określenia najwyższego dopuszczalnego stopnia inbredu oraz do ograniczenia częstotliwości użycia poszczególnych reproduktorów natrafiły początkowo na duży opór i zostały zablokowane przez hodowców.
Wiele wskazuje na to, że nareszcie w tunelu pojawiło się światełko i że konieczne reformy powoli torują sobie drogę, zwłaszcza w Holandii i w Szwecji. Presja weterynarzy i mediów doprowadziła do tego, że Raad von Beheer op Kynologisch Gebied oraz szwedzki Kennel Klub postanowiły we współpracy z klubami ras wprowadzić zdecydowane ograniczenia dotyczące stopnia zinbredowania oraz częstotliwości użycia reproduktorów.
Ważna jest również odpowiednia edukacja. Osoby poszukujące szczenięcia muszą być świadome, że powinny zapytać hodowcę nie tylko o badania kontrolne jego psów, ale i o stopień zinbredowania miotu. Nie daje to wprawdzie pewności, ale znacznie zwiększa szanse nabycia zdrowego psa. Z satysfakcją należy odnotować coraz częściej pojawiające się ogłoszenia hodowców, którzy oferują mioty o zerowym stopniu inbredu (outcross).
Jednocześnie powinny zostać bardziej liberalne zasady rejestracji psa w księgach hodowlanych, ponieważ w przypadku niektórych ras, u których nie sposób już zahamować postępującego genetycznego zubożenia, konieczny jest dopływ „świeżej” obcej krwi. Pierwsze kroki w tym kierunku poczyniono już w Anglii-ojczyźnie hodowli psów rasowych.
autor: Jolanta Schwien
źródło: Biuletyn Klubu Doga 2’2005: http://www.mankala.pl
Zalety inbredu
(…) Zwykle boimy się krzyżować osobniki blisko spokrewnione, gdyż w powszechnym mniemaniu hodowla wsobna prowadzi do wszelkiego rodzaju degeneracji. Zapominamy jednak o tym, iż hodowla w pokrewieństwie odgrywa istotną rolę przy tworzeniu nowej rasy. Inbred pozwala bowiem szybko utrwalić nową interesującą cechę. Tak szczerze mówiąc inbred służy nie tylko hodowcom. Odgrywa również niebagatelną rolę w tworzeniu nowych gatunków. Jeśli w jakiejś populacji pojawi się nowa cecha, to zostanie ona tym szybciej utrwalona, im bardziej populacja jest odizolowana. Poszczególne osobniki krzyżują się wówczas między sobą utrwalając tym samym nową cechę. Po jakimś czasie osobniki posiadające ową nową cechę mogą całkowicie wyprzeć te, które jej nie posiadają zwłaszcza, jeśli dzięki tej nowej cesze uzyskały większą żywotność. (…)
Skoro inbred pozwala szybko utrwalić pożądaną cechę, nie ma przeszkód by go stosować. Należy go jednak stosowany rozsądnie. Aby tak było hodowca powinien przyswoić sobie pewne podstawowe zasady dziedziczenia. (…)
autor: Jacek P. Narożniak
źródło: http://www.ruscatclub.pl/klub/pl/artykuly/inbredy.php
Wady inbredu
(…) Mimo niewątpliwej hodowlanej przydatności inbredu, nie można pominąć pewnych niedogodności lub niebezpieczeństw jakie niesie ze sobą krycie w bliskim pokrewieństwie. Przede wszystkim należy zaznaczyć, iż na skutek inbredu kumulacji ulegają niestety nie tylko najlepsze cechy kota na który inbred miał miejsce, ale także jego najgorsze cechy.
(…) niektóre z kociąt mogą odziedziczyć niemal wszystkie wady swojego przodka, zamiast jego zalet. Hodowca, który stosuje inbred musi się więc liczyć z tym, iż mogą przyjść na świat kocięta tak słabe eksterierowo, iż nie będą nadawać się ani na wystawy ani do dalszej hodowli. Z tego względu należy podkreślić, iż zasadniczo inbredować powinno się najlepsze zwierzęta, posiadające jak najwięcej doskonałych cech. Wymaga to z kolei od hodowcy pewnego doświadczenia, tak by mógł on właściwie ocenić przydatność hodowlaną danego zwierzęcia.
Niestety hodowla w pokrewieństwie zwiększa także ryzyko wystąpienia u kociąt poważnych wad genetycznych warunkowanych przez geny recesywne, co może wiązać się nawet z koniecznością uśpienia takiego kociaka. (Choć z drugiej strony, co już wcześniej zaznaczyłem dzięki inbredowi łatwiej jest określić nosicieli takich wad i wyeliminować ich z hodowli.) Dodatkowo zbyt długie i częste krzyżowanie w pokrewieństwie prowadzi do osłabienia całej populacji, objawiającego się między innymi zmniejszoną płodnością. Dobrym przykładem są tu gepardy. Naukowcy podejrzewają, iż w przeszłości musiała spotkać je jakaś tragedia – może epidemia śmiertelnej choroby – w efekcie której wymarła większość przedstawicieli tego gatunku. Pozostała przy życiu garstka z konieczności rozmnażała się między sobą, skutkiem czego wszystkie żyjące dziś gepardy są ze sobą bardzo blisko spokrewnione – są niemal genetycznymi kopiami. Zaowocowało to obniżeniem odporności tych zwierząt na choroby, mniejszą płodnością oraz mniejszą zdolnością przystosowywania się do zmian środowiskowych. Tym samym stały się gatunkiem zagrożonym wymarciem.
Przykład gepardów dowodzi, że choć inbred jest wielce przydatnym narzędziem w hodowli, to jednak powinien być stosowany z rozmysłem i na pewno nie na dłuższą metę. Nawet najdoskonalsza zinbredowana linia hodowlana potrzebuje od czasu do czasu świeżej krwi osobników nie spokrewnionych. (…)
autor: Jacek P. Narożniak
źródło: http://www.ruscatclub.pl/klub/pl/artykuly/inbredy.php
Moje wnioski…
Dodam od siebie kilka słów… Wyżej przytoczony przykład inbredowania geparda, jak się wydaje w dobrej wierze, zakończył się fiaskiem, gdyż same zwierzęta odmówiły dalszego krzyżowania się między sobą… „mądrość natury”…
Jeżeli hodowca podejmie się rozmnażania w taki sposób fretek powinien oczywiście pamiętać o zachowaniu zasady, iż do hodowli używa się najzdrowszych i najsilniejszych osobników… o jak najlepszych cechach fizycznych (waga, kościec, sierść, itp.)…
Osobiście ponownie ostrzegam kupujących przed osobnikami pochodzącymi z chowu wsobnego… Hodowla oparta na inbredzie umacnia w potomstwie negatywne cechy genetyczne… Proszę się bardzo, ale to bardzo zastanowić nad zakupem fretki z takiej hodowli… Należy bowiem pamiętać , iż fretki zinbredowane nie muszą, ale często mogą być obciążone wadami genetycznymi, które mogą wiązać się z ich mniejszą odpornością, a tym samym większą podatnością na choroby… Dla nas będzie to skutkować większą odpowiedzialnością za los takiego zwierzaka i większymi wydatkami związanami z kosztami leczenia… ;-|
OBEJRZYJ JAKIE MOGĄ BYĆ SKUTKI INBREDU!
…
opracowanie: Ana
…