Pokarm dla zwierząt domowych szokująca prawda

„Food pets die for: Shocking facts about pet food”

 

Przemysłowo produkowany pokarm dla zwierząt domowych zawiera ciała martwych zwierząt, niebezpieczne dla środowiska toksyny oraz inne szkodliwe odpady.

 

Prawda na temat kotów i psów

Przemysł wytwarzający pokarm dla naszych ulubieńców używa w produkcji śmieci, które normalnie zgniłyby na wysypiskach lub zostały przetworzone na kompost. Zawarty w puszce przemysłowo wytworzony pokarm może zawierać resztki przejechanych i zutylizowanych kotów i psów. Producenci tych specjałów utrzymują, że ich produkty zawierają „pełną i zrównoważoną kalorycznie i witaminowo karmę”, w rzeczywistości jest to produkt, którego nie powinni jeść ani ludzie, ani zwierzęta.

„Jarzynowe proteiny” – najczęściej używane określenie suchej karmy dla psów – składają się z mielonej żółtej kukurydzy, otrębów pszennych, soi, plew ryżowych, orzeszków ziemnych i ich skorupek (na etykietach skorupki te występują pod nazwą „celuloza”). Są to najczęściej zmiotki z podłóg zakładów młynarskich. Ogołocone z olejów, protoplazmy i okryw te tak zwane „proteiny” są pozbawione podstawowych kwasów tłuszczowych, rozpuszczalnych w tłuszczu witamin, zwierzęcych protein oraz przeciwutleniaczy. „Zwierzęce proteiny” (białko) w wytwarzanej przemysłowo karmie dla zwierząt może zawierać zakażone mięso, mięso ofiar wypadków drogowych (oczywiście zwierząt), zanieczyszczone odpadki z rzeźni, fekalia, rozgotowane psie i kocie tusze oraz pióra drobiu konsumpcyjnego. Głównym źródłem zwierzęcego białka są szczątki zwierząt określanych mianem „4D” – dead (nieżywych), diseased (śmiertelnie chorych), dying (umierających), disabled (ułomnych) – wzbogacone „pokarmem roślinnym” mającym na celu ukrycie braku tłuszczów i mięsa. Takie mięso (po poddaniu go działaniu węgla drzewnego i oznakowaniu jako „nie przeznaczone do konsumpcji przez ludzi”) jest dopuszczone jako pożywienie dla naszych ulubieńców.

Zakłady utylizacyjne przetwarzają rozkładające się zwłoki zwierzęce pochodzące z wypadków drogowych oraz ciała uśpionych psów i kotów na suchą karmę białkową, którą sprzedają następnie zakładom produkującym pokarm dla zwierząt. Jeden z niewielkich zakładów tego rodzaju w Quebec w prowincji Ontario w Kanadzie przetwarza 10 ton psów i kotów tygodniowo. Minister rolnictwa z Quebec twierdzi, że „futro nie jest usuwane z psów i kotów” oraz że „zdechłe zwierzęta są gotowane razem z ich wnętrznościami, kośćmi i tłuszczem w temperaturze 115° C przez około 20 minut”.

Amerykańskie Centrum Weterynarii Urzędu ds. Leków i Żywności [1] wiedząc o dodawaniu przetworzonych psich i kocich zwłok do pokarmu dla zwierząt oświadczyło beztrosko: CVM nie podjęło żadnych określonych działań zmierzających do wprowadzenia zakazu przetwarzania zwłok zwierząt domowych, co nie oznacza, że ten proceder cieszy się jego aprobatą.

Zarówno w USA, jak i Kanadzie przemysł wytwarzający pokarm dla zwierząt jest gałęzią działającą wyłącznie w oparciu o własne zasady. W Stanach Zjednoczonych organizacja zajmująca się kontrolą pożywienia [2] ustanawia jedynie ogólne zasady i przepisy dotyczące żywności dla zwierząt, włącznie z żywnością dla zwierząt domowych. W Kanadzie najważniejszym aktem regulującym te sprawy jest Labeling Act (Ustawa o etykietowaniu), której wymogi sprowadzają się jedynie do konieczności podawania na produkcie nazwy i adresu zakładu wytwarzającego dany produkt, wagi produktu oraz tego, czy jest to karma dla psów, czy kotów. Kanadyjskie Towarzystwo Weterynaryjne [3] oraz Kanadyjskie Towarzystwo Żywności Dla Zwierząt Domowych [4] są organizacjami o charakterze społecznym i w głównej mierze polegają one na wiarygodności producentów, którzy zapewniają, że jakość ich produktów jest wyższa od wymaganego minimum.

Większość (85-90%) karmy przeznaczonej dla zwierząt domowych sprzedawanej w Kanadzie jest dziełem międzynarodowych spółek z głównym udziałem kapitału amerykańskiego. Zgodnie z kanadyjsko-amerykańską umową regulującą zasady wolnego handlu między tymi krajami ani CVMA, ani PFAC nie ma prawa do sprawowania jakiejkolwiek kontroli nad zawartością puszek z pokarmem dla zwierząt domowych.

Przemysłowo produkowany pokarm dla zwierząt domowych zawiera ciała martwych zwierząt, niebezpieczne dla środowiska toksyny oraz inne szkodliwe odpady.

Nieodpowiednia żywność dla zwierząt domowych

dr (weterynarii) Wendell O. Belfield

Pytaniem, które jest mi najczęściej zadawane z racji wykonywanego przeze mnie zawodu weterynarza, brzmi: „Który z przemysłowo produkowanych pokarmów dla zwierząt pan poleca?”. Standardowo odpowiadam na nie: „Żadnego”. Jestem pewien, że właściciele zwierząt zauważają zmiany, jakie zachodzą u ich ulubieńców po pewnym okresie spożywania przez nie różnych pokarmów dla zwierząt. Ich ulubieńcy zaczynają cierpieć na biegunkę, wzdęcia, ich sierść traci połysk, często dostają wymiotów, podrażnienia skóry etc. Wszystko to są popularnie występujące symptomy związane ze spożywaniem przemysłowo przygotowanego pokarmu.”

W roku 1981 odkryliśmy z dr Martinem Zuckerem i opisaliśmy w naszej książce „How to Have a Healthier Dog” (Co zrobić, aby mieć zdrowszego psa) pełny zakres negatywnego wpływu, jaki wywiera na zwierzęta przemysłowo produkowana dla nich karma. W lutym 1990 roku dziennikarz San Francisco Chronicle, John Eckhouse, posunął się jeszcze dalej w swoim artykule „W jaki sposób psy i koty zostają ponownie wprowadzone do obiegu w postaci pożywienia dla zwierząt domowych”.

Napisał w nim między innymi: „Każdego roku przedsiębiorstwa określane mianem ‚rendererów’ [5] przetwarzają miliony nieżywych amerykańskich psów i kotów razem z milionami ton innego materiału zwierzęcego. Ostateczne produkty tego przetwórstwa… łój i mięso konsumpcyjne… służą jako produkt wyjściowy do wytwarzania tysięcy rzeczy, wśród których znajdują się kosmetyki i pokarm dla zwierząt domowych”.

Rzecznicy przemysłu wytwarzającego pokarm dla zwierząt domowych wszystkiemu zaprzeczają, ale federalne i stanowe agencje, włącznie z Centrum Weterynaryjnym Urzędu ds. Leków i Żywności (CVM) oraz medycznymi organizacjami takimi jak Amerykańskie Stowarzyszenie Medycyny Weterynaryjnej [6] i Kalifornijskie Stowarzyszenie Medycyny Weterynaryjnej [7], potwierdzają, że zwierzęta domowe są rutynowo po ich śmierci w schroniskach dla zwierząt oraz uśpieniu przez weterynarzy przetapiane, stając się składnikiem pokarmu dla zwierząt domowych.

Rządowi specjaliści od zdrowia, naukowcy oraz rzecznicy firm produkujących pokarm dla zwierząt utrzymują, że tego rodzaju krytycyzm przemysłowo wytwarzanej żywności dla zwierząt domowych jest nieuzasadniony. James Morris, wykładowca w Szkole Weterynarii w Davis w Kalifornii, twierdzi, że „wszelkie produkty nie nadające się do spożycia dla ludzi są starannie sterylizowane, tak że nic nie może przedostać się do organizmu zwierzęcia”. Ludzie, którzy wygłaszają tego rodzaju opinie nie mają pojęcia o tym mięsie i interesach robionych na utylizacji.

Przez siedem lat sprawowałem z ramienia Departamentu Rolnictwa USA oraz stanu Kalifornia jako lekarz weterynarii funkcję inspektora ds. mięsa. Brodziłem we krwi, wodzie, osoczu i fekaliach, wdychałem smród unoszący się nad podłogą, na której mordowano zwierzęta i przysłuchiwałem się ich przedśmiertelnym jękom.

Przed drugą wojną światową rzeźnie miały charakter zakładów zamkniętych, co oznacza, że inwentarz domowy był zarzynany i poddawany przetworzeniu w jednym miejscu. W rzeźni znajdowało się specjalne pomieszczenie do wędzenia mięsa, inne do produkcji wędlin, i jeszcze inne do utylizacji odpadów. Po drugiej wojnie światowej przemysł mięsny bardzo się wyspecjalizował. W rzeźni następuje tylko rozbiór tusz zwierzęcych, zaś wędliny wytwarzane są w zupełnie innym zakładzie. Utylizacja resztek również stała się odrębną specjalnością i przestała podlegać jurysdykcji rządowej służby sanitarnej i nie ma w nią także wglądu opinia publiczna.

Aby uniemożliwić wprowadzenie odpadów rzeźnianych do spożycia przez ludzi, państwowe przepisy stawiają wymóg ich „denaturacji” (skażenia) przed opuszczeniem rzeźni i przekazaniem do zakładów utylizacyjnych. W czasie gdy sprawowałem funkcję inspektora, mięso było denaturowane przy pomocy fenolu (kwas karbolowy) i/lub kreozotu (środek stosowany do impregnacji drewna lub dezynfekcji). Obie substancje są silnie trujące. Według państwowych przepisów następujące substancje są dopuszczone do denaturacji mięsa: olej napędowy, nafta, fenol i citronella (środek do odstraszania insektów wytwarzany z trawy cytrynowej).

Tusze padłego bydła poddane działaniu wyżej wymienionych chemikaliów mogą stać się surowcem do produkcji pokarmu dla zwierząt domowych. Ponieważ zakłady utylizacyjne nie podlegają rządowej kontroli, mogą one przetwarzać ciała dowolnych zwierząt – nawet psów i kotów. Jak oświadczyła dziennikarzowi Chronicle Eileen Layne z CVMA: „Kiedy etykietka na pokarmie dla zwierząt domowych zawiera stwierdzenie: ‚pokarm mięsno-kostny’ – oznacza to, że zawiera on rozgotowane i przetworzone zwierzęta, włącznie z kotami i psami”.

Niektóre ciała martwych zwierząt domowych – uśpionych przez weterynarzy – zawierają przed poddaniem ich procesowi denaturacji fenobarbital. Naukowcy z Uniwersytetu Stanowego w Minesocie twierdzą, że stosowany do usypiania zwierząt domowych fenobarbital sodu „pozostaje nierozłożony w wyniku procesów utylizacyjnych”. Do końcowego produktu procesu utylizacji dodawane są ponadto stabilizatory tłuszczów, aby zapobiec ich rozkładowi. Najpopularniejszymi stabilizatorami tłuszczów są BHA (butylohydroksyanizol) i BHT (butylohydroksytoluen) – oba te związki niszczą wątrobę i nerki – a także podejrzewany o właściwości rakotwórcze ethoxyquin. Wiele rodzajów pół-mokrego pokarmu dla psów zawiera glikol propylenowy – pochodną środka przeciw zamarzaniu, glikolu etylenowego, który niszczy czerwone ciałka krwi. W pokarmie dla zwierząt często pojawia się ołów – nawet w sporządzonym z bydlęcych tusz. Badania przeprowadzone w Massachusetts Institute of  Technology, których wyniki opublikowano w opracowaniu „Ołów w pokarmie dla zwierząt”, dowodzą, że dziewięcio funtowy (ok. 4 kg) kot żywiony przemysłowo wytwarzanym pokarmem wchłania większą dawkę ołowiu od tej, jaką uważa się za niebezpieczną dla dzieci.

Przemysł wytwarzający karmę dla zwierząt domowych promuje zasadę, w myśl której każdy, kto pragnie, aby jego ulubieniec pozostawał w zdrowiu, musi karmić go przemysłowo przygotowanym pożywieniem. Niestety tego rodzaju dieta prowadzi do raka, chorób skóry, uczuleń, nadciśnienia, niedomogów wątroby i nerek, zawałów i kłopotów z uzębieniem.

Jestem praktykującym od ponad 25 lat weterynarzem zajmującym się leczeniem małych zwierząt. Każdego dnia natykam się na ofiary propagandy prowadzonej przez przemysł produkujący pokarm dla zwierząt. Niestety, wykładowcy szkół weterynarii popierają ten przemysł, który niewiele obchodzi zdrowie naszych zwierząt.

Jeszcze jedno ostrzeżenie: mięso i kości pochodzące ze źródeł określanych jako nienadające się do spożycia dla człowieka, są stosowane jako karma dla drobiu hodowlanego. Oznacza to, że produktami pochodzenia zwierzęcego utylizowanymi w warunkach budzących wątpliwości karmi się ptaki, które mogą znaleźć się na państwa stołach. Proszę nie zapominać o tym w trakcie jedzenia kolejnej porcji kurczaka lub indyka.

Dr Belfield jest absolwentem Instytutu weterynarii Tuskegee i obecnie praktykuje w San Jose w Kalifornii. Dr Belfield założył pierwszy w USA ortomolekularny szpital weterynaryjny. Jest współautorem dwóch książek „The Very Healthy Cat Book” (Księga bardzo zdrowego kota) oraz „How to Have a Healthier Dog” (Co zrobić, aby mieć zdrowszego psa). Niniejszy artykuł ukazał się po raz pierwszy w majowym numerze Let’s Live Magazine z roku 1992.

Spojrzenie do wnętrza zakładu utylizacji zwierząt

Gar Smith

Utylizacja została ochrzczona mianem „cichego przemysłu”. Każdego roku w USA ponad 286 zakładów utylizacyjnych spokojnie przerabia ponad 12,5 miliona ton zdechłych zwierząt, tłuszczu i resztek mięsa. Jako wyraziciel nastrojów opinii publicznej PR Watch zauważył, że utylizatory „są zadowoleni z faktu, iż większość ludzi jest nieświadoma ich istnienia”.

Kiedy ostatniego lata VanSmith, reporter gazety City Paper, odwiedził Baltimore’s Valley Proteins (nazwa jednego z zakładów utylizacyjnych – przyp.tłum.), zauważył, że „hoggersy” (duże kadzie używane do rozdrabniania i filtracji tkanek zwierzęcych przed ich wysmażeniem) zawierają części korpusów różnych zwierząt, od „zdechłych psów i kotów” zaczynając a na „szopach, oposach, jeleniach, lisach, wężach, słoniątku z cyrku” i resztkach Bozemana (policyjny koń, który „zginął w czasie pełnienia służby”) kończąc.

Schroniska zwierząt z Baltimore przekazują przeciętnie co miesiąc do Valley Proteins ponad 1824 sztuki zdechłych zwierząt. W ubiegłym roku zakład ten przetworzył 150 milionów funtów (68 100 ton) rozkładającego się mięsa i kuchennych tłuszczów na 80 milionów funtów (36 320 ton) mięsnego pokarmu, mączki kostnej, łoju i żółtego tłuszczu. Trzydzieści lat temu większość utylizowanych resztek mięsnych pochodziła z małych sklepów i rzeźni. Obecnie dzięki gwałtownemu rozwojowi sieci restauracji serwujących tak zwany „fast food” niemal połowę surowca stanowi tłuszcz kuchenny i olej do smażenia.

Proces powtórnego wprowadzenia do obiegu (recykling) mięsa i kości zdechłych zwierząt domowych oraz dzikich stanowi zaledwie „ułamek produkcji, którą nie chcemy się chwalić” – oświadczył reporterowi City Paper dyrektor Valley Proteins, J.J. Smith. Zakład traktuje przetwórstwo tych zwierząt jako „służbę publiczną a nie działalność nastawioną na zysk” – twierdzi Smith – „jako, że nie ma w nich (tych zwierzętach) wiele białka… a jedynie kupa sierści, z którą trzeba sobie jakoś poradzić”.

Według danych podanych przez City Paper Valley Proteins „sprzedaje niejadalne części zwierząt i utylizowany materiał” takim firmom jak: Alpo, Heinz i Rolston-Purina. Zakłady Valley Proteins utrzymują, że nie sprzedają, że nie sprzedają „produktów ubocznych powstałych przy przetwarzaniu ciał zwierząt domowych” firmom zajmującym się wytwarzaniem pokarmu dla zwierząt, ponieważ „zwracają one dużą uwagę na zawartość w produkowanej przez nie żywności resztek zwierząt domowych”. Zakłady Valley Proteins prowadzą dwie linie produkcyjne – jedną dla czystego mięsa i kości oraz drugą dla zdechłych zwierząt domowych i dzikich. Niemniej jednak Van Smith podaje, że „materiał białkowy” jest mieszaniną pochodzącą z obu linii. Tak więc mięsno-kostne pożywienie produkowane w zakładach zawiera zarówno składniki pochodzące ze zdechłych zwierząt domowych, jak i dzikich, zaś około 5 procent tego produktu idzie do producentów suchej karmy dla zwierząt domowych…”

Raport USDA (Departament Rolnictwa Stanów Zjednoczonych) z roku 1991 podaje, że „w roku 1983 wyprodukowano w przybliżeniu 7,9 miliardów funtów (3 586 600 ton) pokarmu mięsno-kostnego, krwiopochodnego i pierza”. 34 procent tego materiału użyto do produkcji pokarmu dla zwierząt domowych, 34 procent do produkcji pokarmu dla drobiu, 20 procent do produkcji pokarmu dla świń i 10 procent do produkcji pokarmu dla bydła rzeźnego i mlecznego.

Zakaźna encefalopatia gąbczasta (TSE) [8] przenoszona w pożywieniu pochodzenia świńskiego i drobiowego może przyćmić zagrożenie chorobą wściekłych krów. Ryzyko zakażenia zwierząt domowych chorobą TSE w wyniku spożywania przez nie zakażonej żywności jest ponad trzy krotnie większe niż ryzyko zakażenia człowieka chorobą wściekłych krów w wyniku spożywania hamburgerów. [2]

Gar Smith jest redaktorem Earth Island Journal.

Ciemne strony „recyklingu”

autor anonimowy

[W styczniu 1990 roku gazeta San Francisco Chronicle opublikowała makabryczny, dwuczęściowy artykuł opisujący, w jaki sposób zagubione psy, koty i zwierzęta ze schronisk są rutynowo przerabiane przez zakłady utylizacji zwierząt na m.in. pokarm dla zwierząt domowych. Według prowadzącego badanie w tej sprawie, który dostarczył dane Chronicle, gazeta ta skróciła tę historię i usunęła z niej wiele udokumentowanych przezeń zarzutów. Raport, który opracował on dla telewizji ABC został również znacznie rozmydlony. W końcu przesłał swoje dane do Earth Island Jurnal’u. Przed przedrukowaniem tego artykułu w NEXUSie poproszono jego wydawcę o niepodawanie nazwiska jego autora, który w wyniku kierowanych pod jego adresem gróźb zmuszony został do opuszczenia wraz z żoną San Francisco i ukrycia się.]

Podłoga zakładu utylizacji zwierząt pokryta jest zwałami „surowego produktu” – tysiącami martwych psów i kotów; bydlęcych, owczych, świńskich i końskich głów i kopyt; całymi skunksami, szczurami i szopami, które czekają na przetworzenie. W wynoszącej ponad 30 stopni Celsjusza temperaturze te stosy nieżywych zwierząt zdają się jednak żyć swoim własnym życiem za sprawą rojących się w nich milionów robaków.

Dwaj mężczyźni w maskach na twarzach pracują jako operatorzy miniładowarek typu Bobcat wrzucając „surowy” materiał do mającego dziesięć stóp (3 m) głębokości zbiornika wykonanego z nierdzewnej stali. Są to pracujący „na czarno” Meksykanie, którzy jako jedyni zgodzili się wykonywać tę brudną pracę. Umieszczona na dnie pojemnika gigantyczna maszynka do mięsa zaczyna się obracać. Dźwięk pękających kości i miażdżonego mięsa zamienia się w koszmar, którego nie da się zapomnieć.

Proces utylizacji polega na gotowaniu surowego materiału w celu usunięcia z niego płynów i tłuszczu. Zakład utylizacyjny to coś w rodzaju gigantycznej kuchni. Jej główny „kucharz” czuwa nad doborem surowego materiału, tak aby zachować odpowiednie proporcje między ilością korpusów zwierząt domowych, bydła, odpadów drobiowych i odrzutów z supermarketów.

Po pokrojeniu na drobne kawałki cała masa zostaje przetransportowana do następnej maszynki w celu jej dokładnego rozdrobnienia. Następnie jest podgrzewana do temperatury 140 stopni Celsjusza, a potem non stop gotowana 24 godziny na dobę przez siedem dni w tygodniu. W czasie tego ciągłego procesu gotowania mięso rozgotowuje się i oddziela od kości tworząc gorącą „zupę”, z której wydziela się żółty tłuszcz lub łój, który jest zgarniany z jej powierzchni. Rozgotowane mięso i kości są wkładane do prasy i młyna, które wyciskają resztki płynów i mielą wszystko na granulat. Wstrząsowe sita odsiewają nadmiar włosia i duże kawałki kości. Po zakończeniu procesu przetwarzania danej porcji zostaje jedynie żółty tłuszcz oraz mięsno-kostne pożywienie.

Mięsne menu

Zgodnie z wyjaśnieniami zamieszczonymi w magazynie American Journal of Veterinary Research ten mięsno-kostny pokarm jest „źródłem protein i innych środków odżywczych w diecie drobiu i świń oraz zwierząt domowych. W mniejszej ilości wykorzystywany jest on także do tuczu bydła i owiec. Występujący w nim tłuszcz zwierzęcy stanowi źródło energii”.

Setki zakładów utylizacji zwierząt w całych Stanach Zjednoczonych transportują codziennie dziesiątki tysięcy ton tego „wzbogaczacza karmy” na fermy drobiu, do wytwórni pasz dla bydła, na farmy mleczne oraz zajmujące się hodowlą świń, do zakładów hodowli ryb oraz wytwórni pokarmu dla zwierząt domowych, gdzie miesza się go z innymi składnikami, które tworzą karmę dla milionów zwierzaków, które zjadane są następnie przez mięsożernych ludzi.

Zakłady utylizacji zwierząt mają różne specjalizacje. Oznakowania na etykietach określonej „partii” pokarmu informują o przewadze w jego składzie jakiegoś rodzaju zwierząt – na przykład: karma mięsna, mięsny produkt uboczny, karma drobiowa, drobiowy produkt uboczny, karma rybna, olej rybi, żółty tłuszcz, łój, tłuszcz wołowy lub tłuszcz kurzy.

Zakłady utylizacji zwierząt wykonują jedną z najbardziej wartościowych prac na naszej planecie: wprowadzają do powtórnego obiegu zużyte zwierzęta. Bez ich pracy nasze miasta zniknęłyby pod zwałami zakażonych i rozkładających się ciał, a śmiercionośne wirusy i bakterie rozprzestrzeniłyby się wśród ludzi bez możliwości opanowania tego procesu.

Ciemna strona

Śmierć stanowi najważniejszy element w interesie, w którym popyt na składniki odżywcze znacznie przekracza dostawy surowca. Niestety ten rozwinięty system produkcji pokarmu w drodze zagospodarowywania odpadów rozwinął się w koszmar „recyklingu”. Zakłady utylizacji zwierząt z konieczności przetwarzają toksyczne odpady.

Ciałom nieżywych zwierząt (surowiec) towarzyszy cała gama niepotrzebnych składników. Do procesu utylizacji wchodzą za pośrednictwem zatrutego bydła pestycydy, zaś olej rybny (tran) jest skażony nielegalnie stosowanym DDT i innymi preparatami fosforoorganicznymi, które zakumulowały się w ciałach makreli i tuńczyków pochodzących z zachodniego wybrzeża.

Ponieważ zwierzęta (psy i koty) często są dostarczane do zakładów z niezdjętymi obrożami przeciw pchłom, do finalnego produktu trafiają preparaty fosforoorganiczne zawierające owadobójcze (insektycydy). Insektycyd o nazwie Dursban występuje w formie plastikowych łatek (bydlęcy odpowiednik obroży przeciw pchłom). Z kolei środki farmaceutyczne pochodzą z antybiotyków podawanych inwentarzowi oraz preparatów stosowanych przy eutanazji zwierząt domowych, zaś ciężkie metale z różnych źródeł: znaczków identyfikacyjnych zwierząt domowych, a także chirurgicznych szpil i igieł.

Do zakładów utylizacji trafia nawet plastyk pochodzący z niesprzedanych w supermarketach porcji mięsa, kurczaków i ryb pakowanych w folie na styropianowych tackach. Nikt nie ma czasu na uciążliwe i pracochłonne rozwijanie tysięcy tego rodzaju pakunków. Kolejnym źródłem plastyku są znaczki identyfikacyjne bydła, plastykowe łatki insektycydowe oraz plastykowe zielone worki zawierające uśpione przez weterynarzy domowe zwierzęta.

Kontrola utylizatorów

Niebotyczne koszty robocizny są jednym z czynników ekonomicznych zmuszających zrzeszenia hycli i utylizatorów do oszustwa. Odcinania obroży przeciw pchłom i rozwijanie zepsutych steków jest operacją zbyt kosztowną i zakładów utylizacyjnych nie stać na to. Każdego tygodnia miliony paczek owiniętego w plastyk mięsa trafia do procesu utylizacyjnego i stąd bierze się jeden z niepotrzebnych składników pokarmu dla zwierząt.

Najbardziej uczulonym na sprawy dotyczące ochrony środowiska w USA jest stan Kalifornia, gdzie inspekcje fabryk oraz sprawdzanie składników zawartych w pokarmie dla zwierząt są przeprowadzane w sposób losowy z częstotliwością raz na dwa i pół miesiąca. Stanową agencją nadzorującą jest Wydział ds. Żywności i Nawozów [9]. Jego głównym zadaniem jest sprawdzanie, czy procentowa zawartość protein, fosforanów i wapnia zgadza się z tym, co podał producent na etykiecie oraz czy skład ten jest zgodny z ustanowionymi w tym stanie normami. Jednak sprawdzanie pestycydów oraz innych związków toksycznych zawartych w pożywieniu dla zwierząt jest niepełne.

Kalifornia posiada ośmiu inspektorów terenowych, którzy kontrolują przemysł karmiący zwierzęta, które z kolei spożywa 30 milionów mieszkańców tego stanu. Kiedy jednak sprawa, dotyczy zakładów utylizacyjnych, zarówno stanowe, jak i federalne instytucja „umywają ręce” i pozwalają, aby przemysł ten rządził się własnymi prawami. Artykuł zamieszczony w lutowym numerze magazynu Render (branżowe pismo utylizatorów) z 1990 roku podaje, że zasada samoregulacji pewnych procesów związanych z zanieczyszczeniem zawodzi.

Niedawno wprowadzono nieśmiało program o nazwie Salmonella – Informacja/Redukcja, który jest prowadzony pod nadzorem National Renderers Association (Krajowe Stowarzyszenie Utylizatorów). Magazyn Render podaje, że „…jeżeli amerykańscy i kanadyjscy utylizatorzy nie wezmą się poważnie do sprawy i nie wykażą, że są naprawdę zainteresowani zmniejszeniem ilości przypadków zanieczyszczeń salmonellą swojego proteinowego pokarmu, to staną twarzą w twarz… z nowymi i znacznie ostrzejszymi przepisami, które ustanowi rząd”.

Jak dotąd dobrowolny, zakładający samoregulację program nie działa. Jak podaje magazyn Render, „… zaledwie około 20 procent wszystkich zakładów produkujących lub mieszających proteinowy pokarm dla zwierząt przystąpiło do tego programu …”. Znacznie mniej przystąpiło do rzeczywistego badania swoich produktów.

The American Journal of Veterinary Research zorganizował w 1985 roku w typowym zakładzie utylizacji badania dotyczące stopnia rozkładu fenobarbitalu sodu w korpusach zwierząt poddanych eutanazji (uśpionych). W wyniku badań ustalono, że „… zasadniczo nie następuje jakikolwiek rozkład tego środka podczas zwykłego procesu utylizacji” oraz że „… jeśli chodzi o pozostałe chemiczne zanieczyszczenia (metale ciężkie, pestycydy oraz inne środki skażające środowisko, które mogą spowodować masowe zgony) i stopień ich degradacji w procesie utylizacji, sprawa ta wymaga dalszych, „bardziej szczegółowych badań”.

Utylizatorzy są cichym ogniwem w naszym łańcuchu pokarmowym. Zaniepokojone istniejącym stanem rzeczy, związane z tym przemysłem osoby zaczynają coraz częściej mówić, a najczęściej powtarzanym przez nie słowem jest „pestycydy”. Co więcej, rzeczywistością stała się możliwość petrochemicznego skażenia naszej żywności. Agencje rządowe i przemysł beztrosko pozwalają, aby toksyny z ulic, supermarketów były ponownie wprowadzane do naszego łańcucha pokarmowego. Wchodząc w nowy okres charakteryzujący się wzrostem skażenia środowiska, powinniśmy się zastanowić nad naszym w nim miejscu. Przestaliśmy być myśliwymi i stajemy się ofiarami naszego technologicznie zmodyfikowanego łańcucha pokarmowego.

Możliwość petrochemicznego skażenia naszej żywności stała się rzeczywistością.

autor: Ann N. Martin
przekład:  Jerzy Florczykowski
źródło: Nexus 3-1-1999, str. 19-23

O autorce:
Ann Martin jest autorką książek: Protect Your Pet (Chroń swojego zwierzaka) (NewSage Press, 2001) oraz Food Pets Die For (Pokarm, od którego umierają zwierzęta domowe) (NewSage Press, 1997, 2003), a także jest uznawana za międzynarodowy autorytet w sprawie kontrowersji dotyczących rynku karm przemysłowych. Od 1990 roku, dokładnie bada i kwestionuje, co dzieje się w większości komercyjnych karm dla zwierząt domowych i dowiaduje się coraz więcej o niesmacznych praktykach przemysłu spożywczego dla zwierząt domowych.

Przypisy:
1 US Food and Drug Administration’s Center for Veterinary Medicine;w skrócie CVM.
2 Association of American Feed Control Officials; w skrócie AAFCO.
3 Canadian Veterinary Medical Association; w skrócie CVMA.
4 Pet Food Association of Canada; w skrócie PFAC.
5 Chodzi tu o zakłady zajmujące się utylizacją zwierząt.
6 American Veterinary Medical Association; w skrócie AVMA.
7 California Veterinary Medical Association; w skrócie CVMA.
8 Transmissible Spongiform Encephalopathy, w skrócie TSE.
9 Departament of Agriculture’s Feed and Fertilizer Division of Compliance.

Uwaga!

Większość książek lub artykułów, wykorzystanych do opracowania niniejszego tematu, zostało opublikowanych jakiś czas temu, w związku z powyższym niektóre dane, metody leczenia i leki mogą być nieaktualne (wycofane z obrotu lub nigdy nie dopuszczone do obrotu w Polsce), ale Wasz lekarz weterynarii na pewno będzie wiedział czym można je zastąpić.

Większość informacji na tych stronach napisali ludzie, którzy mają duże doświadczenie w hodowli fretek jednak nie są weterynarzami. Wszystkie teksty były konsultowane ze specjalistami.

Każda chora fretka powinna natychmiast znaleźć się u wykwalifikowanego i doświadczonego weterynarza, który specjalizuje się w leczeniu fretek. Pamiętaj fretki należą do zwierząt, u których symptomy choroby występują bardzo późno, co może prowadzić do ich nagłej śmierci. Nie próbuj żadnych “domowych sposobów” bez konsultacji ze specjalistą, nawet jeśli jakiś znajdziesz gdzieś w tekście na tej stronie. Informacje tu zawarte mogą powiększyć Twoją wiedzę i wyczulić Cię na niespecyficzne objawy w zachowaniu Twojej fretki, ale pamiętaj niewłaściwa, samemu postawiona diagnoza może decydować o jej życiu.

Wszystkie prawa zastrzeżone!

foto: 
1) ferretta.pl
© Fotki, zdjęcia i ryciny zamieszczono w celach poglądowych, dydaktycznych, informacyjnych lub szkoleniowych • © All rights reserved or Some rights reserved, publikacja powyższych zdjęć wymaga zgody autorów

literatura:
[1] „Pokarm dla zwierząt domowych szokująca prawda” Ann N. Martin, Nexus 3-1-1999, str. 19-23
[2] „Food pets die for: Shocking facts about pet food” Ann N. Martin, Extracted from NEXUS vol. 4, no. 1, Dec ’96 – Jan 1997
[3] „Food pets die for: Shocking facts about pet food” Ann N. Martin, Earth Island Journal vol. 5, no. 4, jesień 1990; vol. 11, nr 3, lato 1996

  • Przemysłowo produkowany pokarm dla zwierząt domowych zawiera ciała martwych zwierząt, niebezpieczne dla środowiska toksyny oraz inne szkodliwe odpady.

    Oczywiście wiele osób nie wierzy, ale wystarczy poczytać ustawodawstwo, aby popaść w depresję… ;-|